piątek, 26 lipca 2019

Pastelowe wariacje z Silcare Flexy



Witajcie moi drodzy,

Po dłuższej nieobecności powróciły do nas afrykańskie upały. Aby dodatkowo ocieplić klimat mam dla Was dwie propozycje stylizacji stworzone przeze mnie przy pomocy lakierów hybrydowych Flexy od Silcare, które przedstawiłam Wam w poście dotyczącym kwietniowych zakupów .

Lakiery były częścią limitowanego zestawu wprowadzonego do sprzedaży w okolicach Świąt Wielkanocnych.




W skład zestawu wchodzą następujące kolory (od prawej):
  • miętowy 118,
  • żółty 101,
  • fioletowy 110,
  • różowy 106,
a ostatnim kolorem na wzorniku jest Flexy Living Coral, który nabyłam osobno, ale znalazł się w tym poście ponieważ użyłam go w pierwszej stylizacji. 

W palecie Flexy, którą proponuje nam producent występuje aż 185 kolorów do wyboru. Oprócz szalenie modnych pasteli, możecie także znaleźć wyraziste neony, soczyste czerwienie, przecudną perłę, iskrzące lakiery z drobinkami oraz fantazyjne cat eye, o których również niebawem napiszę kilka słów.


Flexy Living Coral, Flexy 118, zdobienia: ombre i stemple


KOLOR I PIGMENTACJA:

Powiem Wam, że propozycja kolekcji Flexy bardzo przypadła mi do gustu, ponieważ mimo, że są to pastele to jednak takie dosyć wyraziste. Nie przepadam za zbyt rozbielonymi pastelami, ponieważ praktycznie ledwo widać różnicę w kolorze, chociaż w połączeniu z innym odcieniem również pięknie się prezentują. Do stopnia pigmentacji tych produktów również nie mam zastrzeżeń, jednak nie obejdzie się bez nałożenia dwóch warstw, ale to jest raczej standard w przypadku manicure hybrydowego.


Flexy Living Coral, Flexy 118, zdobienia: ombre i stemple


KONSYSTENCJA:

Lakiery hybrydowe Flexy są bardziej gęste niż standardowe produkty tego typu, co zdaniem producenta ułatwia pracę. Moim zdaniem zaś gęstość lakieru może przysporzyć trudności osobom początkującym. Trzeba pamiętać i pilnować, aby nakładać dwie cienkie warstwy unikając w ten sposób marszczenia się koloru na paznokciu.


Flexy 101, 106, 110, 118, zdobienie wykonane stemplami

Podsumowując muszę przyznać, że jak pewnie spora część stylistów wzdrygam się często na samą myśl o aplikacji pasteli, ponieważ czasem zdarza się tak, że mimo prawidłowej aplikacji trzeba nałożyć nawet trzy warstwy produktu, aby uzyskać doskonałe krycie. 

W przypadku Silcare Flexy nie mam tego problemu, ponieważ w zupełności wystarczą mi dwie warstwy do uzyskania wymarzonego efektu. Problemem rzeczywiście, jak już wcześniej wspomniałam, może być gęstość, ale nie ma powodów do obaw, ponieważ praktyka czyni mistrza. 

Natomiast kolory w palecie są bajeczne i łatwo się w nich zakochać. Do tej pory stworzyłam już kilka stylizacji z ich udziałem. Na stronie Silcare możecie znaleźć pojedyncze lakiery o pojemności 4ml w przystępnej cenie, a także zestawy, w których skład wchodzi dziesięć lakierów. 

Napiszcie koniecznie w komentarzu, który z kolorów przypadł Wam najbardziej do gustu. Może macie jakieś doświadczenie w pracy na produktach Flexy? Chętnie poznam Waszą opinię ;)



wtorek, 2 lipca 2019

Paznokcie w podróży - Katowice okiem stylistki



Witajcie paznokciomaniacy


Przychodzę do Was z postem, który jednocześnie otworzy nowy rozdział bloga. Postanowiłam, że będę tutaj publikować nie tylko stylizacje i testy produktów, ale ogólnie wszystko co w moim życiu wiąże się z paznokciami. A jest tych zagadnień wbrew pozorom całkiem sporo.
Nową zakładką na blogu będą podróże, z tego względu, że szkolenia, warsztaty i targi oraz wszelkiego rodzaju wydarzenia z branży beauty odbywają się na całym świecie co czyni okazję do wyjazdów i zwiedzania. Oczywiście muszę najpierw nadrobić zaległości, ponieważ blog jest młody,a za mną już jest kilka wyjazdów. W prawdzie póki co na terenie mojego województwa, ale na początek zawsze coś.





Celem pierwszej podróży branżowej w tym roku były Katowice. Przygotujcie się też na to,że będę częściej odwiedzać to miasto, ale za każdym razem przywiozę Wam garść nowych ciekawostek. W połowie lutego wybrałam się na doszkolenie z metody żelowej. Wychodzę z założenia, że szkoleń nigdy za wiele i warto co jakiś czas doszkalać się nawet z tematów, które pozornie ogarniamy. Na szkoleniu możemy się zawsze dowiedzieć czegoś nowego i poprawić swoje błędy.




Praktycznie zawsze, gdy się gdzieś wybieram pogoda przechodzi załamanie i pada deszcz albo niebo jest zachmurzone. Tym razem nie miałam na co narzekać, bo mimo braku słońca i przelotnych opadów, jak na luty to całkiem niezły wynik.

Pociąg z mojej miejscowości w kierunku Katowic wyjeżdża bardzo wcześnie, bo ok 5:30. Biorąc pod uwagę fakt, że szkolenia odbywają się również w tygodniu czasem jadę na nie z lekkim deficytem snu. W dodatku dla mnie są to zawsze mega emocje i z podekscytowania nie mogę w nocy zasnąć. Dlatego jeśli chodzi o wyjazdy do Katowic zawsze będę wybierała transport koleją. Mam bardzo bliziutko na dworzec i nie muszę się przesiadać po drodze. Ponadto od dziecka uwielbiam podróżować pociągami, bo jest wygodnie, nie trzeba stać w korku i można podziwiać piękne widoki.




Pociąg dociera do celu ok. 20 parę minut po 7 rano, ale ja już przed Piotrowicami jestem w pełnej gotowości. Wysypuję się razem z tłumem z pociągu i udaję się... wiadomo gdzie... do Galerii Katowickiej. Jednak o tak wczesnej porze na szczęście wszystkie sklepy są zamknięte :D Pozostało mi więc zjeść śniadanie oraz wypić kawę. Ale gdzie? Wybór tu jest dosyć spory. Tradycyjnie podczas wizyty w tym mieście wybieram Starbucksa. Mają w swojej ofercie przepyszne kawy, a także gorącą czekoladę czy herbatę. Natomiast na śniadanie do wyboru są kanapki na ciepło i na zimno, zdrowe sałatki, ciasta, ciasteczka, rogaliki i inne pyszności.





Szkolenia zwykle zaczynają się o godzinie 9tej, więc mam jeszcze ponad godzinę na szybkie zwiedzenie, śpiącego jeszcze miasta. Jako estetka, artystyczna dusza i osoba wrażliwa zarówno na piękno natury jak i dzieło ludzkiej ręki, zawsze znajdę powód do zachwytu. Dlatego idę pooglądać wystawy sklepowe oraz ciekawe elementy architektury miasta. 




Pierwsze co rzuciło mi się w oko przechodząc przez ulicę 3 Maja to szyld salonu fryzjerskiego Maniewski. Zapewne kojarzycie Pana Macieja Maniewskiego z programu Afera fryzjera emitowanego w stacji TVN Style. Ja jestem jego wielką fanką, podoba mi się jego podejście do uczestników programu i imponuje mi jego wiedza. Poza tym kunszt jego pracy możecie podziwiać na jego kanale na YT. Prawdziwy mistrz w swoim fachu, od Pana Maniewskiego śmiało mogą uczyć się młodzi adepci fryzjerstwa, z tą świadomością, że będą dobrymi fachowcami. 




Zaraz obok mieści się sklep jednej z moich ulubionych marek paznokciowych czyli Silcare. Jakaż była moja radość z powodu odnalezienia ich sklepu firmowego, a zarazem smutek, że niestety sklep czynny od 9:00 -16:00 czyli w dokładnie takich samych godzinach, w których akurat będę na kursie. Witryna sklepowa robi wrażenie, przynajmniej na mnie. Kuferki, oliwki, kremy, pochłaniacze... ahhh... Pozostało mi jedynie napaść oczy, ale kiedyś wybiorę się na shoping, obiecuję to sobie.




Nadszedł czas, aby wsiąść do autobusu ZTM i wyruszyć w dalszą, choć krótką podróż na miejsce szkolenia. Korzystając z chwili wolego czasu, która mi pozostała przechadzałam się jeszcze przez Park Żołnierza Polskiego, na którym zlokalizowany jest pomnik o tej samej nazwie.
Pomnik Żołnierza Polskiego stoi na sztucznie usypanym wzgórzu i prowadzą do niego liczne kamienne schody. Rzeźba przedstawia trzech żołnierzy schowanych między skrzydłami orła i upamiętnia tych, którzy polegli w obronie naszego kraju podczas II Wojny Światowej. Autorami pomnika są; rzeźbiarz Bronisław Chromy oraz architekt Jerzy Pilitowski, a materiał użyty do jego wykonania to patynowany brąz. Pomnik został odsłonięty w 1978 dokładnie w 35 rocznicę powstania Ludowego Wojska Polskiego.

To była taka mała garść wiedzy, na temat tego co udało mi się zwiedzić podczas wizyty w Katowicach. Obiecuję, że w miarę możliwości, z każdej paznokciowej wycieczki przywiozę Wam zdjęcia i szczyptę informacji o przynajmniej jednym ciekawym miejscu lub rzeczy, którą spotkam na swojej drodze.





O samym kursie nie mogę Wam opowiedzieć, ponieważ wszystkie informacje na nim zawarte są przeznaczone tylko i wyłącznie dla kursantek. Poza tym byłam tak pochłonięta zdobywaniem nowych umiejętności, że praktycznie nie ma, żadnych fotek, które mogłabym Wam pokazać. Ostatecznie nie wiedziałam też, że w końcu podejmę decyzję o prowadzeniu bloga, więc nie zbierałam specjalnie materiału. Powiem Wam tylko tyle, że moja instruktorka Dorotka to przesympatyczna osoba, która ma rewelacyjne podejście do kursantek. Kiedyś może opowiem Wam więcej. Jednak mogę przedstawić naszą szkoleniową maskotkę, która powstała zupełnie przez przypadek, ale dostarczyła na mnóstwo śmiechu i radości ;)









Po szkoleniu miałam jeszcze chwilkę czasu, aby wieczorową porą powrócić w okolice galerii i zobaczyć jak wyglądają Katowice nocą...





 ... a także zrobić małe zakupy, bo skoro galeria czynna do późnych godzin wieczornych to przecież grzech nie skorzystać prawda? Kupiłam jedynie świecznik z Buddą, który kiedyś widziałam gdzieś w internecie i bardzo o nim marzyłam oraz mały, pamiątkowy magnesik przdstawiający tym razem pomnik Powstańców Śląskich.


Ahh to był dzień pełen wrażeń, ale pora już wracać, siadać za biurkiem i szlifować nowe umiejętności. 

I love Katowice. Odwiedzę Was nie raz.