środa, 25 grudnia 2019

Spełnienie marzeń w Katowicach





Witajcie moi drodzy,

Dziś ostatni dzień Świąt Bożego Narodzenia, ale w niektórych domach magia świąt trwa w najlepsze ( ja powiem Wam szczerze nie przepadam za świętami, bo wiem, że nie dla wszystkich są one wesołe). Jednak okres świąt zawsze jako dziecku kojarzył mi się ze spełnianiem marzeń, dlatego dzisiaj opowiem o moim marzeniu, które spełniło się w pierwszej połowie tego roku.


W przeddzień moich 30stych urodzin miałam okazję i niezmierną przyjemność gościć w Akademii Semilac Pauliny Pastuszak w Katowicach. Chcecie dowiedzieć się jakie są moje wrażenia z uczestnictwa w warsztatach pod okiem mistrzyni? W takim razie zapraszam do lektury.



Najpierw przedstawię Wam po krótce skąd dowiedziałam się o warsztatach, Paulinie i jak zaczęła się moja przygoda z marką Semilac. Co za tym idzie znów cofniemy się na chwilkę w czasie. Pierwszy raz na Paulinę natknęlam się dawno temu, czytając czasopisma branżowe, w których jako ekspert w dziedzinie stylizacji paznokci zamieszczała swoje artykuły na tematy związane z branżą. Już wtedy była dla mnie autorytetem w dziedzinie stylizachi paznokci, natomiast ja w tym czasie nie brałam jeszcze tego zawodu na poważnie. 


Stylizacją paznokci zajmuję się od dawna, ale tak na poważnie o tym zawodzie zaczęłam myśleć dopiero jakieś 4 lata temu, wtedy też zaczęłam moją przygodę z hybrydami. Na początku pracowałam na tanich produktach, wiecie żeby się przekonać jak to działa itd. Kiedy już zaczęłam nabierać wprawy zainwestowałam w słynne hybrydy Semilaca. Oczywiście, żeby być na bieżąco z nowościami i czerpać inspiracje polubiłam ich fanpage na FB oraz fanpage akademii. Wtedy okazało się, że Paulina jest związana z marką Semilac. Czaiłam się na szkolenia pod okiem mistrzyni przez jakiś czas, ale musiało upłynąć znów trochę wody zanim się zdecydowałam. Wcześniej myślałam jak większość początkujących dziewczyn, że to nie mój poziom, ale w końcu podjęłam decyzję. Przecież kto nie ryzykuje, ten nie pije przysłowiowego szampana. …




12.05.2019 – tę datę zapamiętam bardzo dobrze. Skończyłam pracę po godz 2:00 w nocy, pociąg relacji Wisła-Katowice miał wyjechać ze stacji Goleszów Główny o godz 5:33, więc zdążyłam zjeść, wziąć prysznic i ogarnąć do wyjścia. W prawdzie niewyspana i zmęczona, ale bardzo podekscytowana wyszłam dużo wcześniej z domu. Powiem Wam, że warto jest wcześnie wstawać, choćby tylko dla takich widoków jaki zastałam po wyjściu z domu. Drugi powód do radości to przejażdżka pociągiem, dlatego że jako dziecko uwielbiałam jeździć pociągami, a teraz nie mam zbyt wielu okazji.




Podziwiałam widoki przez okno mijając kolejne miejscowości. Po ok. 2h jazdy głodna i zmarznięta ( niestety w tym pociągu nie było możliwości zamknięcia przedziału :/) pobiegłam czym prędzej prosto do Galerii Katowickiej, żeby zjeść coś na śniadanie i napić się kawy standardowo w Starbucksie oraz odwiedzić sklepik z pamiątkami. Niestety o tej porze praktycznie wszystkie sklepy w galerii są zamknięte, a na zewnątrz padał już deszcz, więc trzeba było jakoś przetrwać do tej 9:00.



 
Dotarłam na miejsce trochę wcześniej, żeby dopełnić wszystkich formalności. Powiem Wam, że budynek Akademii jest naprawdę imponujący. Uwielbiam podziwiać wszelkiego rodzaju architekturę oraz nietuzinkowy wystrój wnętrz. Paulina przywiozła także kilka ciekawych pamiątek z różnych zakątków świata, które również można podziwiać np. czekając na Panią Profesor lub w przerwie kawowej. Podsumowując wnętrze akademii urządzone jest w sposób prosty, a jednocześnie z klasą.




Teraz będzie fragment nieco nacechowany emocjonalnie, bo spotkanie oko w oko z autorytetem wzbudza niewyobrażalnie silne emocje. Kiedy przez szklane drzwi zobaczyłam Paulinę, która wpadła do budynku jak burza, stałam osłupiała, z otwartą buzią i nie mogłam oderwać od niej wzroku. Pomyślałam " Matko, widzę Pastuszak na własne oczy, będę z nią rozmawiać i spędzę pod jej okiem kilka godzin warsztatowych..." Szok i niedowierzanie. Ale Wy uwierzcie mi, że potrafię reagować czasem jak małe dziecko w takich sytuacjach.
Paulina mimo, że już jest ikoną stylizacji paznokci nie tylko w naszym kraju, ale i na świecie oraz ma za sobą liczne sukcesy, publikacje, a nawet była prowadzącą program Kosmetyczne Rewolucje, nie zadziera nosa, jest bardzo ciepłą i mądrą osobą. Posiada ogromną wiedzę i doświadczenie w zawodzie i nie tylko ;)

Warsztaty przebiegły w bardzo miłej atmosferze. Otrzymałam sporo wiedzy merytorycznej i praktycznej, czasem było poważnie, ale w dużej mierze na wesoło. Na koniec oczywiście wszystkie kursantki otrzymały dyplomy, upominki i możliwość zakupienia produktów Semilac oraz NailArtist na miejscu. Oczywiście nie zabrakło pamiątkowego zdjęcia, no i selfi z mistrzynią.
Więcej Wam nie powiem, bo to oczywiście tajemnica zawodowa. Co było w Akademii zostaje w Akademii.




Nie chcę się też bardziej rozpisywać, bo przecież na koniec zawsze opowiadam Wam o jednym z zabytków lub ciekawych miejsc w mieście, które odwiedziłam. Tym razem będzie to ulica Stawowa w Katowicach i słynna fontanna z żabą.
Stawowa to jeden z najpopularniejszych i najważniejszych deptaków w Katowicach, przy którym znajdują się liczne zabytkowe kamienice,sklepy i lokale usługowe. Nazwa ulicy wzięła się prawdopodobnie od tego, iż w okolicy kiedyś znajdował się staw ( mieszkańcy Katowic pewnie znają dokładną historię). W połowie lat 70-tych na ulicy postawiono fontannę z figurą mosiężnej żaby, z której ust wypływa woda. Jeśli będziecie w Katowicach, przejdźcie się w to miejsce i pocałujcie żabę, a kto wie może uda Wam się spotkać wymarzonego księcia ;) Polecam także spacer ulicą po zmierzchu, kiedy miasto nieco zwalnia, a budynki są pięknie oświetlone co możecie zobaczyć w poprzednim poście z serii Podróże z pazurem.




Na zakończenie będzie już krótko. Pozdrawiam serdecznie dziewczyny, z którymi miałam okazję wziąć udział w warsztatach i oczywiście Panią Profesor, jeśli jakimś cudem kiedyś to przeczytają. A Was zapraszam na kolejny wpis już w Nowym Roku 2020. Udanej imprezy sylwestrowej i moc brokatu na paznokciach :***

środa, 18 grudnia 2019

Moje początki część II




Witajcie moi drodzy,

Przychodzę dzisiaj do Was z drugą i ostatnią częścią artykułu na temat moich początków w branży paznokciowej. Dlaczego ostatnią? Ponieważ w pierwszej części opowiedziałam Wam genezę mojej przygody ze stylizacją paznokci, a w tym poście opiszę jakie poczyniłam postępy aż do dnia dzisiejszego.

Zaczęło się od zabawy lakierami, poprzez zdobienia wykonywane przy użyciu igły, aż do pierwszego wymarzonego zestawu do stylizacji paznokci metodą żelową. Ahh nie zapomnę tej radości w moim wówczas nastoletnim sercu. Na tym właściwie zakończyłam pierwszą część, a tak naprawdę to był dopiero początek.

Pierwsze paznokcie akrylowe
Cztery lata temu postanowiłam zainwestować w ogólny kurs manicure ze stylizacją paznokci. Poznałam na nim różne techniki przedłużania paznokci - żelową, akrylową oraz tytanową. Z żelem byłam już dobrze zaprzyjaźniona, natomiast dwie pozostałe to były dla mnie nieznane lądy, a zwłaszcza tytan. Po szkoleniu jednak czułam ogromny niedosyt, ponieważ tak naprawdę Pani instruktorka nie była zbyt kompetentna i właściwie gdyby nie to,że od lat orientowałam się w tej branży na własną rękę to pewnie wyszłabym stamtąd zielona. Nie zraziłam się jednak i postanowiłam szlifować umiejętności, a w międzyczasie szukać instruktorów, którzy są profesjonalistami.


Pierwszy manicure hybrydowy


Na tym wspomnianym już szkoleniu po raz pierwszy miałam okazję pracować na lakierach hybrydowych. Muszę przyznać, że zafascynowały mnie, ponieważ aplikacja hybrydy jest o niebo łatwiejsza i przyjemniejsza niż kolorowego żelu UV. Postanowiłam, że zainwestuję, bo w końcu skoro zarabiam to wolę wydać pieniądze na rozwój pasji niż na kolejne ciuchy czy kosmetyki. Zakupiłam kilka tanich lakierów, żeby poćwiczyć ich nakładanie i ogólnie oswoić się z produktem. Powiem Wam, że jeśli chodzi o jakość tzn. krycie, konsystencje czy pigmentację to nie było szału. Jednak biorąc pod uwagę, że jestem praktyczna postanowiłam, że w razie czego zawsze mogę zużyć je do zdobień lub ćwiczeń na wzornikach/tipsach.


Pierwsze hybrydowe zdobienie
Pierwsze użycie pyłku


Na bieżąco śledziłam nowości dotyczące zdobień oraz z uporem maniaka oglądałam tutoriale dzięki którym nauczyłam się podstawowych najprostszych zdobień jak np. snake, sharm i inne. Kupowałam jak szalona pyłki, cyrkonie, nitki i wszelkiego rodzaju ozdoby, których wcześniej nie używałam. Do dzisiaj mam kasetkę wypełnioną po brzegi tipsami z moimi zdobniczymi wypocinami. Teraz regularnie przenoszę pomysły, które rodzą się w mojej głowie już na specjalne wzorniki albo paznokcie.


Sharm effect
Zdobienie biżuteryjne


Na poniższym zdjęciu możecie podziwiać jedno z moich najnowszych zdobień, które stworzyłam bez jakiegokolwiek szkolenia z tego typu zdobień. Jak sami widzicie czasem wystarczy trochę odwagi, trochę talentu, ale przede wszystkim nie obejdzie się bez ćwiczeń.


Jedna z najnowszych stylizacji


To już koniec mojej paznokciowej historii, jeśli chcecie wiedzieć co będzie dalej, jaki będzie mój progres to zapraszam do śledzenia bloga oraz MagdaleNailsna Facebooku.

środa, 11 grudnia 2019

Czy to koniec bloga? - Dlaczego MagdaleNails milczy?





Witajcie moi drodzy paznokciomaniacy,

Pewnie zastanawialiście się dlaczego po zamieszczeniu zaledwie kilku postów blog nagle przestał funkcjonować. Już wyjaśniam. W lipcu zamieściłam ostatniego posta, ponieważ przez kolejne półtora miesiąca zajmowałam się przygotowaniem do założenia własnej działalności gospodarczej. Tak, od połowy września jestem właścicielem własnego salonu <3






W końcu odważyłam się spełnić swoje wieloletnie marzenie i otwarłam swój mały salonik stylizacji paznokci. Salon ma nieco inną nazwę niż blog, ponieważ MagdaleNails to właściwie taka robocza nazwa, która wpadła mi nagle do głowy. Wiecie, skoro moje imię kończy się sylabą „na”, a angielska nazwa paznokci rozpoczyna się tą samą sylabą to postanowiłam zrobić takie kombo i stworzyć nazwę bloga. Jednak od nazwy firmy oczekiwałam czegoś więcej. Nie chciałam, żeby kojarzyło się z moim imieniem, bo na rynku jest cała masa firm typu - „Salon fryzjerski Kasia”, „Kwiaciarnia Anna”, „Salon stylizacji paznokci Basia” itp. itd. Średni prestiż przyznajcie sami.


Projekt i wykonanie Pat15.net
 

Na samym początku, gdy tylko realna wizja otwarcia salonu pojawiła się w mojej głowie, trafiłam na filmik, który moja mentorka zamieściła na YT. Udziela w nim rady, aby nazwę dobrać inspirując się swoim hobby albo upodobaniami jak np. ulubiony kolor. Dodatkowo twierdzi, iż nazwa powinna być spójna i łatwo wpadająca w ucho, ale też oryginalna i oddająca charakter właścicielki.

Długo nad tym myślałam, ale pomysł wpadł mi do głowy całkiem przypadkiem kiedy już praktycznie odpuściłam główkowanie. Spojrzałam na mój tatuaż, który jest zapisem mantry tybetańskiej w sanskrycie. Kultura dalekiego wschodu oraz buddyzm są mi bardzo bliskie dlatego ozdobiłam swoje ciało w symbole ściśle z nimi związane. To takie moje małe talizmany.

 
Projekt i wykonanie Julia Hynek Tattoo Art


Mantra brzmi następująco OM MANI PADME HUM – pomyślałam, że skoro występuje w niej „mani” tak samo jak w nazwie manicure to idealna będzie nazwa OM MANI. Nie będę się tu więcej rozpisywać o salonie, ponieważ to może być temat na osobny wpis, jeśli oczywiście chcecie.

Wrócę do wyjaśnienia Wam powodów mojej absencji na blogu. Nie poczyniłam od lipca żadnych wpisów, chociaż mam przygotowane materiały na kilka tematów. Po pierwsze przygotowanie i prowadzenie własnej działalności pochłania sporo czasu, nerwów i energii. Po drugie pojawił się pomysł przeniesienia bloga na inny serwer oraz zmiana nazwy, ale zauważyłam, że MagdaleNails cieszy się nawet sporą liczbą wejść (zwłaszcza na FP) mimo braku wpisów.

Reaktywacja bloga miała nastąpić po Branżowych Targach Kosmetycznych Beauty Fair, podczas których chciałam odwiedzić strefę City of Nail, porozmawiać z ludźmi z branży oraz zrobić dla Was relację z tego wydarzenia. Niestety nie miałam okazji wziąć udziału w targach z bardzo ważnego powodu osobistego. Czasem w życiu przydarzają się sytuacje, w których trzeba wybrać co jest dla nas w życiu bardziej istotne.

Wykonanie OM MANI Beauty Salon


Podsumowując zdradzę, że to nie jest koniec bloga, ponieważ lubię dzielić się swoimi spostrzeżeniami, doświadczeniem i pomysłami, a gdzie można najlepiej wyrazić siebie jak nie na blogu. Może moje teksty nie są profesjonalne, zawsze poprawne, ale gwarantuję w nich szczerość i pasję. W grudniu planuję udostępnić Wam kilka zaległych tekstów, natomiast w nowym roku 2020 przygotuję serię ważnych postów, a także otworzę nowy dział. Mam nadzieję, że będzie pomocny dla potencjalnych klientek salonu, które jak zauważyłam nie są świadome pewnych spraw dotyczących poprawnego wykonania zabiegów, zasad BHP oraz dbania o paznokcie po zabiegu.

Jeśli macie jakieś propozycje albo pytania możecie śmiało pisać w komentarzach. Chętnie przeczytam i odpowiem.

Chciałabym z tego miejsca także podziękować za oprawę graficzną i materiały reklamowe:

Just.mi
Pat15.net

a za mistrzowski tatuaż:

Julia Hynek Tattoo Art 

Gorąco polecam usługi tych uzdolnionych osób ;)

Dziękuję Wam za cierpliwość i czas poświęcony na lekturę dzisiejszej publikacji.
Pozdrawiam, przesyłam buziaki i zapraszam na FP OM MANI BeautySalon.


Projekt logo Just.mi

piątek, 26 lipca 2019

Pastelowe wariacje z Silcare Flexy



Witajcie moi drodzy,

Po dłuższej nieobecności powróciły do nas afrykańskie upały. Aby dodatkowo ocieplić klimat mam dla Was dwie propozycje stylizacji stworzone przeze mnie przy pomocy lakierów hybrydowych Flexy od Silcare, które przedstawiłam Wam w poście dotyczącym kwietniowych zakupów .

Lakiery były częścią limitowanego zestawu wprowadzonego do sprzedaży w okolicach Świąt Wielkanocnych.




W skład zestawu wchodzą następujące kolory (od prawej):
  • miętowy 118,
  • żółty 101,
  • fioletowy 110,
  • różowy 106,
a ostatnim kolorem na wzorniku jest Flexy Living Coral, który nabyłam osobno, ale znalazł się w tym poście ponieważ użyłam go w pierwszej stylizacji. 

W palecie Flexy, którą proponuje nam producent występuje aż 185 kolorów do wyboru. Oprócz szalenie modnych pasteli, możecie także znaleźć wyraziste neony, soczyste czerwienie, przecudną perłę, iskrzące lakiery z drobinkami oraz fantazyjne cat eye, o których również niebawem napiszę kilka słów.


Flexy Living Coral, Flexy 118, zdobienia: ombre i stemple


KOLOR I PIGMENTACJA:

Powiem Wam, że propozycja kolekcji Flexy bardzo przypadła mi do gustu, ponieważ mimo, że są to pastele to jednak takie dosyć wyraziste. Nie przepadam za zbyt rozbielonymi pastelami, ponieważ praktycznie ledwo widać różnicę w kolorze, chociaż w połączeniu z innym odcieniem również pięknie się prezentują. Do stopnia pigmentacji tych produktów również nie mam zastrzeżeń, jednak nie obejdzie się bez nałożenia dwóch warstw, ale to jest raczej standard w przypadku manicure hybrydowego.


Flexy Living Coral, Flexy 118, zdobienia: ombre i stemple


KONSYSTENCJA:

Lakiery hybrydowe Flexy są bardziej gęste niż standardowe produkty tego typu, co zdaniem producenta ułatwia pracę. Moim zdaniem zaś gęstość lakieru może przysporzyć trudności osobom początkującym. Trzeba pamiętać i pilnować, aby nakładać dwie cienkie warstwy unikając w ten sposób marszczenia się koloru na paznokciu.


Flexy 101, 106, 110, 118, zdobienie wykonane stemplami

Podsumowując muszę przyznać, że jak pewnie spora część stylistów wzdrygam się często na samą myśl o aplikacji pasteli, ponieważ czasem zdarza się tak, że mimo prawidłowej aplikacji trzeba nałożyć nawet trzy warstwy produktu, aby uzyskać doskonałe krycie. 

W przypadku Silcare Flexy nie mam tego problemu, ponieważ w zupełności wystarczą mi dwie warstwy do uzyskania wymarzonego efektu. Problemem rzeczywiście, jak już wcześniej wspomniałam, może być gęstość, ale nie ma powodów do obaw, ponieważ praktyka czyni mistrza. 

Natomiast kolory w palecie są bajeczne i łatwo się w nich zakochać. Do tej pory stworzyłam już kilka stylizacji z ich udziałem. Na stronie Silcare możecie znaleźć pojedyncze lakiery o pojemności 4ml w przystępnej cenie, a także zestawy, w których skład wchodzi dziesięć lakierów. 

Napiszcie koniecznie w komentarzu, który z kolorów przypadł Wam najbardziej do gustu. Może macie jakieś doświadczenie w pracy na produktach Flexy? Chętnie poznam Waszą opinię ;)



wtorek, 2 lipca 2019

Paznokcie w podróży - Katowice okiem stylistki



Witajcie paznokciomaniacy


Przychodzę do Was z postem, który jednocześnie otworzy nowy rozdział bloga. Postanowiłam, że będę tutaj publikować nie tylko stylizacje i testy produktów, ale ogólnie wszystko co w moim życiu wiąże się z paznokciami. A jest tych zagadnień wbrew pozorom całkiem sporo.
Nową zakładką na blogu będą podróże, z tego względu, że szkolenia, warsztaty i targi oraz wszelkiego rodzaju wydarzenia z branży beauty odbywają się na całym świecie co czyni okazję do wyjazdów i zwiedzania. Oczywiście muszę najpierw nadrobić zaległości, ponieważ blog jest młody,a za mną już jest kilka wyjazdów. W prawdzie póki co na terenie mojego województwa, ale na początek zawsze coś.





Celem pierwszej podróży branżowej w tym roku były Katowice. Przygotujcie się też na to,że będę częściej odwiedzać to miasto, ale za każdym razem przywiozę Wam garść nowych ciekawostek. W połowie lutego wybrałam się na doszkolenie z metody żelowej. Wychodzę z założenia, że szkoleń nigdy za wiele i warto co jakiś czas doszkalać się nawet z tematów, które pozornie ogarniamy. Na szkoleniu możemy się zawsze dowiedzieć czegoś nowego i poprawić swoje błędy.




Praktycznie zawsze, gdy się gdzieś wybieram pogoda przechodzi załamanie i pada deszcz albo niebo jest zachmurzone. Tym razem nie miałam na co narzekać, bo mimo braku słońca i przelotnych opadów, jak na luty to całkiem niezły wynik.

Pociąg z mojej miejscowości w kierunku Katowic wyjeżdża bardzo wcześnie, bo ok 5:30. Biorąc pod uwagę fakt, że szkolenia odbywają się również w tygodniu czasem jadę na nie z lekkim deficytem snu. W dodatku dla mnie są to zawsze mega emocje i z podekscytowania nie mogę w nocy zasnąć. Dlatego jeśli chodzi o wyjazdy do Katowic zawsze będę wybierała transport koleją. Mam bardzo bliziutko na dworzec i nie muszę się przesiadać po drodze. Ponadto od dziecka uwielbiam podróżować pociągami, bo jest wygodnie, nie trzeba stać w korku i można podziwiać piękne widoki.




Pociąg dociera do celu ok. 20 parę minut po 7 rano, ale ja już przed Piotrowicami jestem w pełnej gotowości. Wysypuję się razem z tłumem z pociągu i udaję się... wiadomo gdzie... do Galerii Katowickiej. Jednak o tak wczesnej porze na szczęście wszystkie sklepy są zamknięte :D Pozostało mi więc zjeść śniadanie oraz wypić kawę. Ale gdzie? Wybór tu jest dosyć spory. Tradycyjnie podczas wizyty w tym mieście wybieram Starbucksa. Mają w swojej ofercie przepyszne kawy, a także gorącą czekoladę czy herbatę. Natomiast na śniadanie do wyboru są kanapki na ciepło i na zimno, zdrowe sałatki, ciasta, ciasteczka, rogaliki i inne pyszności.





Szkolenia zwykle zaczynają się o godzinie 9tej, więc mam jeszcze ponad godzinę na szybkie zwiedzenie, śpiącego jeszcze miasta. Jako estetka, artystyczna dusza i osoba wrażliwa zarówno na piękno natury jak i dzieło ludzkiej ręki, zawsze znajdę powód do zachwytu. Dlatego idę pooglądać wystawy sklepowe oraz ciekawe elementy architektury miasta. 




Pierwsze co rzuciło mi się w oko przechodząc przez ulicę 3 Maja to szyld salonu fryzjerskiego Maniewski. Zapewne kojarzycie Pana Macieja Maniewskiego z programu Afera fryzjera emitowanego w stacji TVN Style. Ja jestem jego wielką fanką, podoba mi się jego podejście do uczestników programu i imponuje mi jego wiedza. Poza tym kunszt jego pracy możecie podziwiać na jego kanale na YT. Prawdziwy mistrz w swoim fachu, od Pana Maniewskiego śmiało mogą uczyć się młodzi adepci fryzjerstwa, z tą świadomością, że będą dobrymi fachowcami. 




Zaraz obok mieści się sklep jednej z moich ulubionych marek paznokciowych czyli Silcare. Jakaż była moja radość z powodu odnalezienia ich sklepu firmowego, a zarazem smutek, że niestety sklep czynny od 9:00 -16:00 czyli w dokładnie takich samych godzinach, w których akurat będę na kursie. Witryna sklepowa robi wrażenie, przynajmniej na mnie. Kuferki, oliwki, kremy, pochłaniacze... ahhh... Pozostało mi jedynie napaść oczy, ale kiedyś wybiorę się na shoping, obiecuję to sobie.




Nadszedł czas, aby wsiąść do autobusu ZTM i wyruszyć w dalszą, choć krótką podróż na miejsce szkolenia. Korzystając z chwili wolego czasu, która mi pozostała przechadzałam się jeszcze przez Park Żołnierza Polskiego, na którym zlokalizowany jest pomnik o tej samej nazwie.
Pomnik Żołnierza Polskiego stoi na sztucznie usypanym wzgórzu i prowadzą do niego liczne kamienne schody. Rzeźba przedstawia trzech żołnierzy schowanych między skrzydłami orła i upamiętnia tych, którzy polegli w obronie naszego kraju podczas II Wojny Światowej. Autorami pomnika są; rzeźbiarz Bronisław Chromy oraz architekt Jerzy Pilitowski, a materiał użyty do jego wykonania to patynowany brąz. Pomnik został odsłonięty w 1978 dokładnie w 35 rocznicę powstania Ludowego Wojska Polskiego.

To była taka mała garść wiedzy, na temat tego co udało mi się zwiedzić podczas wizyty w Katowicach. Obiecuję, że w miarę możliwości, z każdej paznokciowej wycieczki przywiozę Wam zdjęcia i szczyptę informacji o przynajmniej jednym ciekawym miejscu lub rzeczy, którą spotkam na swojej drodze.





O samym kursie nie mogę Wam opowiedzieć, ponieważ wszystkie informacje na nim zawarte są przeznaczone tylko i wyłącznie dla kursantek. Poza tym byłam tak pochłonięta zdobywaniem nowych umiejętności, że praktycznie nie ma, żadnych fotek, które mogłabym Wam pokazać. Ostatecznie nie wiedziałam też, że w końcu podejmę decyzję o prowadzeniu bloga, więc nie zbierałam specjalnie materiału. Powiem Wam tylko tyle, że moja instruktorka Dorotka to przesympatyczna osoba, która ma rewelacyjne podejście do kursantek. Kiedyś może opowiem Wam więcej. Jednak mogę przedstawić naszą szkoleniową maskotkę, która powstała zupełnie przez przypadek, ale dostarczyła na mnóstwo śmiechu i radości ;)









Po szkoleniu miałam jeszcze chwilkę czasu, aby wieczorową porą powrócić w okolice galerii i zobaczyć jak wyglądają Katowice nocą...





 ... a także zrobić małe zakupy, bo skoro galeria czynna do późnych godzin wieczornych to przecież grzech nie skorzystać prawda? Kupiłam jedynie świecznik z Buddą, który kiedyś widziałam gdzieś w internecie i bardzo o nim marzyłam oraz mały, pamiątkowy magnesik przdstawiający tym razem pomnik Powstańców Śląskich.


Ahh to był dzień pełen wrażeń, ale pora już wracać, siadać za biurkiem i szlifować nowe umiejętności. 

I love Katowice. Odwiedzę Was nie raz.




wtorek, 25 czerwca 2019

Stylizacja z Neess(amowitymi) hybrydami



Witajcie moi drodzy,

Dziś podzielę się z Wami moją opinią na temat hybryd marki Neess. Kiedyś już gdzieś mi się ta nazwa obiła o uszy i oczy, ale nie zgłębiałam zbytnio tematu. Jakiś czas temu zorientowałam się, że potrzebuję wstąpić do drogerii zrobić drobne zakupy. Wtedy właśnie zwróciłam uwagę na witrynę z lakierami hybrydowymi i pomyślałam, hmm... czemu by nie spróbować czegoś z dolnej półki cenowej, a nóż mnie zaskoczy.




W owej drogerii do wyboru były dwie marki, już nie pamiętam dokładnie jaka była ta druga, ale postanowiłam, że wypróbuję tę najtańszą z dostępnych i wybór padł na Neess. W asortymencie znajdowało się kilkadziesiąt przeróżnych kolorów, ale doszłam do wniosku, że mam już u siebie całą paletę barw oprócz szarego, a poza tym przydałby się też jakiś tzw. brudny róż ( moja mama bardzo lubi). Dlatego do kolekcji hybryd dołączyły lakiery Neess w kolorach:
  • 7510 Różowa Pantera,
  • 7561 Szary Typ.




Zanim jednak przystąpiłam do pracy na świeżo zakupionych produktach, standardowo wypróbowałam ich walory na wzorniku. Szczerze przyznam, że już od pierwszego pociągnięcia pędzelkiem byłam miło zaskoczona, bo jak na tanią hybrydę bardzo przyjemnie się rozprowadza.




Najbardziej jednak obawiałam się pigmentu. Na początku mojej przygody z lakierami hybrydowymi zaczynałam od tanich produktów ( ok. 20zł) i byłam zawiedziona mimo, że i tak nie spodziewałam się szału. Jednak z racji, że jestem praktyczna wykorzystam je do pewnego rodzaju zdobień. Ale wracając do tematu. Jeśli chodzi o te hybrydy to muszę Wam powiedzieć, że również byłam zaskoczona, ale tym razem pozytywnie i to bardzo. Wystarczyła mi już jedna warstwa na wzorniku, żeby kolor pięknie zakrył powierzchnię, w dodatku nie tworzą się na płytce paznokcia nieestetyczne smugi ( chociaż to akurat bardziej kwestia techniki nakładania).





Dzisiaj właśnie stworzyłam stylizację przy użyciu hybryd Neess i muszę przyznać, że praca była bardzo przyjemna, szybka i całkowicie bezproblemowa. Inne zalety pracy z tym produktem:
  • łatwo się rozprowadza,
  • nie pozostawia smug,
  • dobrze napigmentowany,
  • nie marszczy się ( nie trzeba nakładać mega cieniutkiej warstwy).
  • dobry do lekko wypukłych zdobień.



Tak jak napisałam wyżej hybrydy idealnie nadają się do lekko wypukłych zdobień. Co to znaczy? Próbowałam kiedyś robić zdobienie mozaikowe złożone z kropek wykonanych sondą i właśnie wszystkie kropki były nieestetycznie pomarszczone, ale w tym przypadku wyszły idealne i gładkie całkiem jak przy użyciu żelu paint. Dlatego śmiało można używać tych lakierów do zdobień.


Podsumowując testowanie tanich hybryd przyznam, że marka Neess jest świetną alternatywą dla droższych hybryd, a nawet ośmielę się napisać, że może konkurować z niektórymi produktami z wyższej półki.

Wspomnę jeszcze, że lakiery możecie nabyć m.in. w drogeriach Alicja i na stronie internetowej Neess w cenie 17,99zł oraz cenie promocyjnej 9,99zł. Polecam gorąco.




A Wy macie jakieś doświadczenia z hybrydami marki Neess? Dajcie znać w komentarzach jaka jest wasza opinia.

Pozdrawiam Magdalena :)